Czy aby na pewno protest?
- thinkpomysl
- 11 sty 2019
- 3 minut(y) czytania

W ostatnich miesiącach możemy w Polsce zaobserwować protesty kolejnych grup społecznych. Były już protesty niepełnosprawnych, lekarzy, pielęgniarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych. Całkiem niedawno protestowali policjanci, a obecnie trwają protesty nauczycieli. Można rzec, że to naturalna kolej rzeczy - jedna grupa społeczna coś dostaje, więc z nadzieją zaczyna walczyć druga. Walka ta przyjmuje formę protestu, ale czy przypadkiem określenie to nie jest tutaj nadużywane, a nadużycie nie jest najbardziej widoczne właśnie przy akcjach nauczycieli? Po raz kolejny rzekomy protest opiera się na masowym braniu zwolnień lekarskich. Nauczyciele, choć zdolni do pracy, jakimś cudem uzyskują tzw. L4 i nie stawiają się w pracy. To naprawdę kuriozalne, że mamy kolejny dowód na to, że nie trzeba być chorym, aby dostać zwolnienie, ale patologia ta w ogóle nie jest komentowana. Podobnie jak fakt, że w prawdziwym proteście dany pracownik po prostu nie przychodzi do pracy - wie bowiem, że ze względu na solidarność pracowniczą i ewentualne medialne zainteresowanie ryzyko poniesienia konsekwencji w postaci wyrzucenia z pracy jest znikome, ale jednak jest. Nauczyciele całkowicie się go pozbyli. No, owszem, pewne ryzyko istnieje w przypadku kontroli z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, ale kto by tam zdecydował się na sprawdzanie L4 nauczyciela!
Najciekawsze są jednak inne aspekty akcji nauczycieli mającej na celu wzrost ich płac. Trzeba zauważyć, że już sama ich absencja w pracy obniża jakość kształcenia w Polsce, tę samą, o której to wysoki standard zdają się walczyć. Choć w ramach codziennego nauczania zdają się przekonywać uczniów, że siłowe rozwiązania, że terroryzowanie kolegów i koleżanek z klasy jest niedopuszczalne, a konflikty trzeba starać się rozwiązywać w ramach kompromisu, to sami w ostatnich dniach wykorzystują broń w postaci "paraliżu podczas matur". W jednym z liceów w ogóle w ramach "protestu" odebrali tegorocznym abiturientom szansę sprawdzenia się podczas tegorocznego egzaminu dojrzałości. Poprzez swoje radykalne i zdecydowane działania liczą na uzyskanie natychmiastowych podwyżek rzędu 1000 złotych, nie zadowalają ich stopniowe wzrosty pensji rozłożone w czasie. Warto jednak zauważyć, że niezależnie od tego, czy uda im się żądaną podwyżkę uzyskać, czy nie, na pewno przez swoją absencję nie sparaliżują maturalnych egzaminów. Takim działaniem środowisko nauczycielskie udowodniłoby, że wszelkie negatywne opinie krążące o współczesnych pedagogach w myśl których nie liczy się dla nich dobro ucznia, a jedynie własne korzyści osiągane dzięki specyficznej zależności nauczyciel - uczeń, mają rację bytu.
Nikt nie kwestionuje tego, że nauczyciele powinni dobrze zarabiać. Oczywiście, praca nauczyciela jest służbą, a jak w każdej służbie zarobki nie mogą przekroczyć pewnego poziomu, by mieć pewność, że do danego zawodu "przyjmowane" będą wyłącznie osoby chcące przede wszystkim "służyć" społeczeństwu, a nie jedynie dużo zarabiać. Czymś naturalnym wydaje się zatem dążenie do kompromisu wyrażane m.in. stopniowymi podwyżkami, a nie skokowym wzrostem, który może "utrzymać" na stanowiskach nauczycielskich osoby bez odpowiednich predyspozycji. Trzeba zaznaczyć, że środowisko nauczycielskie jest bardzo zróżnicowane. Nauczyciele pewnych przedmiotów w większości udzielają korepetycji (np. matematyka, czy fizyka) dzięki którym naprawdę bardzo dobrze zarabiają, w przypadku innych korepetycje są rzadkością (np. geografia), nauczanie pewnych przedmiotów wymaga większej ilości godzin "przepracowanych" w domu np. w przypadku sprawdzania setek stron wypracowań, w przypadku innych można dawać zamknięte testy, których sprawdzanie jest o wiele szybsze. Nauczyciele starają się jednoczyć w walce o wyższe płace, ale paradoksalnie przez to zjednoczenie tracą w oczach społeczeństwa, a straszenie paraliżem w okresie egzaminów może już naprawdę sprawić, że większość Polaków przestanie popierać ich postulaty. I pokażą to sondaże. Już teraz, wg danych Związku Nauczycielstwa przeciwko akcji protestacyjnej nauczycieli jest około 30% Polaków.
Comments