top of page

Tylko jak to poczucie krzywdy usunąć? Może przypomnieć sobie, ile my sami wyrządziliśmy krzywd innym i potraktować to jako swoiste zadośćuczynienie? Wszak, za popełnione błędy należy przepraszać nie tylko tych, których skrzywdziliśmy, ale też pozostałych, którzy cierpieli pośrednio. Może ten, kto zadał nam cierpienie wcześniej został unieszczęśliwiony przez nas, tylko po prostu tego nie zauważyliśmy? A nawet jeśli nie, to czy nie lepiej po prostu wybaczyć i mieć jedną osobę więcej do której można się uśmiechnąć...

Zamiast prawdą o samym sobie, wolimy się karmić domniemaną prawdą o innych, oczerniać ich bez fundamentalnej wiedzy na temat ich życia. Myślimy, że sama obserwacja wystarczy do wystawiania ocen i tak by było, gdybyśmy obserwowali danego człowieka bez przerwy. A czy jest ktoś, kogo obserwujemy bez przerwy? Tak, to my sami... Dlaczego zatem nie wykorzystujemy tej stuprocentowo pewnej wiedzy w praktyce?

Nie tylko Rad, ale również każdy inny pierwiastek. Bóg stwarzając świat nie zakładał, że ci, który będą mieszkać w pobliżu rzadkich zasobów naturalnych będą osiągać korzyści kosztem tych, którzy egzystują tam, gdzie ich nie ma. Wielu powie:"To mógł zasoby porozmieszczać równomierniej!". Ale po co? By ludzie nigdy nie nauczyli dzielić się z potrzebującymi?

Przyjemność towarzysząca byciu wiernym jednej osobie jest niedostrzegana zazwyczaj dlatego, że miłość pojmuje się często niesłusznie jako zaskakiwanie czymś nowym każdego dnia. Nie chcąc poszukać zadowolenia w codzienności wybiera się najprostsze rozwiązanie, którego tragiczność znamy chociażby z każdej telenoweli. Miłość to ciężka praca, wielka harówka. Tak, ale rozkosz samospełnienia, która jej towarzyszy ociera pot z czoła i mówi ustami czującego prawdziwą miłość: "Chcę więcej!".

W dzisiejszych czasach takie podejście wydaje się niemożliwe. Coś trzeba jednak gromadzić, może przełożenie tych nauk na obecne czasy oznacza zastosowanie tak rzadko dzisiaj spotykanego umiaru? A może warto jednak zaryzykować i wyzbyć się bogactwa poświęcając się jednocześnie pracy na rzecz innych? Choć wydaje się, że może to mieć niezbyt przyjemne skutki, to 100% pewność uzyska się dopiero, gdy postawi się wszystko właśnie na tą kartę. Macie wystarczającą ilość odwagi? Nie? Ja też nie. Więc módlmy się, by ta odwaga nadeszła. Zastępujmy modlitwą gromadzenie bogactw, choćby w niewielkim stopniu...

Tylko, czy o taką szczerość nam chodzi? Człowiek jest egoistą z natury, a skoro naturę można uznać za Kościół Szatana, to czy nie lepiej próbować się z tych ram (bardzo zalecanych przez wszystkich) wypisać? Trzeba próbować, zachowując najbardziej egoistyczną szczerość dla siebie a przede wszystkim walcząc z uznawaniem siebie za pępek świata. Może kiedyś osiągniesz taki stan, który będzie sprzeczny z sentencją Paula Johnsona? Tego właśnie życzę Ci i sobie.

I to radio nadaje przez cały czas. Ale nie to w sumie jest najgorsze. Najbardziej przeraża fakt, że nie trzeba robić badań, by określić wielkość odbiorców, bo jesteśmy nimi wszyscy. Czym bardziej atrakcyjny news, tym większe zainteresowanie, silniejszy osąd, większe dostrzeganie błędów u bliźniego niż u siebie. Może warto więc na chwilę odciąć się od mediów?

Najważniejsze, żeby ten czas znaleźć jeszcze przed przyjściem dziecka na świat, a zasadniczo jeszcze przed poczęciem. Bo człowiek tym różni się od zwierząt, że swoje dzieci wychowuje, a nie tylko się nimi zajmuje przez bardzo krótki czas. Nawet noworodek odznacza się pewną wartością, zadaniem rodziców jest mu uświadomić ile jego osoba znaczy dla społeczeństwa, a tego nie da się zrobić jeśli dziecko będzie traktowane jako zabieracz czasu. Dziecko bowiem czasu nie zabiera, ono nam go daje. Wystarczy tylko poszukać...

Wielu z naszych wrogów było kiedyś naszymi przyjaciółmi, podobnie wielu naszych przyjaciół to dawni wrogowie. Ale nie to jest najważniejsze. Chodzi o to, by zrozumieć, że będąc na bezludnej wyspie bylibyśmy szalenie szczęśliwi, gdyby doszedł do nas choćby na chwilę nasz największy wróg. Tak, bo stałby się wówczas naszym największym przyjacielem. To, czy kogoś lubimy, czy nie, czy darzymy sympatią, czy nienawiścią w warunkach skrajnych nie będzie miało znaczenia. A, że takie warunki przyjdą to pewne. Może i nie za naszego pokolenia, tylko pokolenia naszych dzieci, czy wnuków. Ważne, że nadejdą. I choć w ostatecznych okolicznościach wszelkie napięcia i spory nie będą w ogóle brane pod uwagę, to zrozumienie tego może zająć chwilę czasu. A czy warto go tracić? Skąd! Dlatego też zadbajmy o to własnym zachowaniem. Jeśli nie dla siebie, to dla potomnych!

Nikomu nie życzę, by było trzeba wybierać między miłością do rodziców a miłością do Boga. Czasem jednak trzeba, gdy ojciec lub matka grzeszą, preferują zło z taką siłą, że może one przejść na syna, czy córkę. Wówczas najpierw należy delikatnie pouczyć, a jeśli nic to nie da to... Definitywnie zerwać kontakty? Skąd. Postarać się tak zaaranżować własne życie, by miłość okazywana Bogu musiała przejść przez rodziców. Może wówczas oni także zwrócą się w stronę Stwórcy? Wiem, że ładnie te słowa brzmią, gorzej z ich wcieleniem w praktyce. Ale żadnych wskazówek więcej, ani ja, ani żaden inny człowiek nie jest w stanie dać, bo przecież nikt lepiej nie zna własnych rodziców od ich dzieci. Owszem, Bóg zna lepiej i tylko modlitwa do Niego może sprawić, by zechciał się tą wiedzą podzielić.

A jak się zachować przyzwoicie? Oczywiście, wiemy przed samą sytuacją, a gdy ona nadchodzi jakoś zapominamy. Wystarczy tylko sobie uświadomić, czy skrytykowałbyś bohatera telewizyjnego serialu gdyby postąpił tak jak Ty teraz, czy może uznałbyś, że to przyzwoity gościu? A tak już całkowicie poważnie to w wielu sytuacjach musi dokonywać wcześniej nieznanych wyborów, czasem nie wiemy jakie mamy w ogóle alternatywy. Wówczas pozostaje nam tylko jedno - zrób tak jak być postąpił w sytuacji znanej, kiedy to pokazałeś się z jak najuczciwszej strony.

Taki zegarek trzeba wówczas nastawiać cały czas, by poprawić sobie samopoczucie przeświadczeniem o tym, że ma się wpływ na rzeczywistość. Tylko ciągłe ustawianie zegarka męczące i co więcej skąd brać wiedzę która godzina. No, trzeba porównywać od tych, co też porównują się z tymi, co działają i nie widzą różnic. A żeby być panem czasu, a przynajmniej tworzenia przyszłości trzeba realizować pomysły oparte na słusznych poglądach. To nie jest trudne, może tylko trochę dziwne w dzisiejszych czasach, ale dzięki Tobie może być normą. Większość osób słuszne poglądy ma tylko obawia się je manifestować żyjąc w przekonaniu, że zegarki innych lepiej mierzą czas.

Może teraz zastanawiasz się, czy Twoje działanie przyniesie jakiś sens, czy nie odpuścić sobie przypadkiem i zamiast tego po prostu odpocząć. Jeśli wiesz o czymś, co szkodzi społeczeństwu i masz pomysł jak to rozwiązać, zadziałaj! Bo jutro możesz zginąć, a razem z Tobą idea, której nikt nie powtórzy.

I na tym właśnie polega istota dokonywania zmian. Możemy naskoczyć na kogoś, krzykiem go zagłuszyć, wyładować się, choć wiemy, że to nic nie da. Ale działaliśmy - tak uspokajamy sumienie. A trzeba działać cierpliwie, małymi kroczkami dzięki którymi nasza koncepcja zajdzie na tyle daleko, że nic nie będzie w stanie jej zawrócić.

Zresztą nie tylko brak granic łączy te dwie rzeczy. Bowiem zarówno wszechświat i ludzka głupota nie zostały jeszcze do końca zbadane i zaskoczyć nas mogą nie tylko rozmiarami, ale i głębią. W przypadku głupoty głębia ma duże znaczenie. Czasem gdy czytam uzasadnienia wypowiedzi, które ludzie zamieszczają na wszelakich forach, to myślę sobie, że nic ich nie przekona do zmiany nastawienia. Działa się na nich różnymi sposobami, a ci nic. Wciąż mówią skrajnie głupio. Jedyną szansą nie zmianę byłoby chyba odkrycie, że wszechświat jest jednak skończony, ale chyba wcześniej skończy się całkowicie ludzkość.

Warto o tym pamiętać, gdy ktoś próbuje nas przekonać, że fakt zepsucia Kościoła powinien skłonić do odwrócenia się od Boga. Warto także wtedy, gdy zostaniemy skrzywdzeni przez jakiegoś kapłana. Kościół nie jest idealny, ale nigdy nie miał taki być. Właśnie przez swą niedoskonałość jest w stanie wyrazić nieskazitelność Bożej miłości.

Czasem jej pragniemy, ale kiedy już dostajemy ją podaną na tacy, to odkrywamy, że pustą tacą człowiek się nie nasili. A przecież po to mamy pragnienia, by się nimi nasycić. Co nam po samotności, co nam po braku kogoś kto zwróci uwagę, skoro tą uwagę chcemy przyciągać. Chcemy imponować innym, na szczęście też pomagać. I nawet Bóg, który dałby sobie radę bez ludzi postanowił ich stworzyć. To, co uważamy się za lepszych od Boga przekonując, że nie potrzebujemy drugiego człowieka tylko po to, by z nami pobył? Może i dzikim bestiom też szybko nudzi się samotność, bo w końcu, żeby powiedzieć o kimś, że jest dziki to trzeba z nim przebywać.

Wystarczy młodość duchowa, by zrozumieć, że wszelkie granice stworzone przez media czy stereotypy istnieją jedynie w naszych umysłach. Młody umysł może je zwalczyć, bo przed nim jeszcze długa droga. Patrzenie w lustro może jednak tą drogę skrócić, nawet jeśli jesteśmy młodzi wiekiem, tylko duży stres dodaje nam lat. Zabijmy więc w sobie te kompleksy i zdobądźmy najcenniejszą rzecz, którą można posiadać. Dobro, która pomimo swej wartości nie przeszkodzi nam w wejściu do Królestwa Niebieskiego.

I to tyczy się nie tylko władzy w sensie politycznym, ale i boskim. Kto z nas z łatwością akceptuje fakt, że jest taki ktoś, kto dominuje nad wszystkimi i nic tego nie zmieni? Tyczy się także władzy w sensie zawodowym, czy społecznym, bo nasza potrzeba dominacji z trudem akceptuje fakt, że to ktoś inny jest górą. Większość uznaje tą władzę, ale i tak okazuje jej wrogość. Stąd też wiele stereotypów, bo jak ktoś rządzi to przecież musi być zły. Dlatego też wszelcy politycy uchodzą za nierobów, którzy bogacą się na cudzej krzywdzie. I nic tego nie zmieni, bo my sami chcemy rządzić. Nie zmieni się, ale nie rezygnujmy ze starań...

Nie korzystamy czasem z życia z obawy, że na stare lata będziemy przez to bardziej schorowani. Choć wyznawcy tego poglądu należą do mniejszości to warto o tym wspomnieć. Czasem boimy się starości też dlatego, że podejrzewamy, że będziemy żyć wtedy w samotności, nierzadko boimy się też śmierci w męczarniach, która przynajmniej w naszych wyobrażeniach dopada przeważnie ludzi w sędziwym wieku. Może przestańmy się bać i myślmy o dniu dzisiejszym? Media z jednej strony propagują korzystanie z życia (połączone z wydawaniem pieniędzy), z drugiej oszczędzanie na przyszłość (które też zasadniczo jest wydawaniem, bo pieniądze "powinniśmy" powierzyć odpowiednim instytucjom). Nie słuchajmy tych dwóch skrajnie nieodpowiedzialnych sugestii. Żyjmy realizacją bieżących celów nie obawiając się, że mogą zniszczyć nasze życie w późnym wieku, bo przecież jest o wiele bardziej prawdopodobne, że to inni nam je zniszczą...

Dlaczego postępujemy dobrze tylko dlatego, że ciąży nad nami widmo kary za złe uczynki? Dlaczego nie postępujmy dobrze tylko dlatego, że to przyjemniejsze, tylko dlatego, że "Bóg tak chce"? Przecież stworzył On nas na swój obraz i podobieństwo, a zatem my też powinniśmy chcieć czynić dobrze nawet bez świadomości Jego istnienia. Czemu tak nie jest?

Tworząc cokolwiek należy zaczynać od zarysu tego, czemu naprawdę ma służyć. Dom tworzy dym, ciepło, bliskość między mieszkańcami. Nasze działania zmierzające do budowy czegoś od podstaw będą na pewno efektywniejsze jeśli podyktowane będą korzyściami jakie przyniesie docelowy obiekt. On sam piękniejszy i prawdziwszy bo powstanie nie dla sztuki samej w sobie.

Politycy ładnie mówią, niczym poeci. Potrafią nawet wzruszyć, a później powiedzieć, że to były metafory, że źle zinterpretowało się ich utwory... A my sami (nie politycy) też nie lepsi. Tam, gdzie przenośnie szukamy dosłownych znaczeń. Nie potrafimy właściwie odczytywać symboli, rozszerzać znaczenia niewielkich incydentów, uczyć się na nich jak żyć...

Denerwuje mnie jak wszyscy dookoła (z politykami na czele) przekonują, że może być inaczej. Wskazują, że wystarczy wybrać tak czy tak, a będziemy wiecznie szczęśliwi. Owszem, pewne rzeczy, a raczej osoby, które nas kochają mogą nam pomóc w prowadzeniu lepszego życia. Ale ono nigdy nie będzie wolne od trosk. "I żyli długo i szczęśliwie" - to występuje jedynie w bajkach....

Nie ma nic złego w patrzeniu autorytetom czy moralnym, czy też z jakiejś innej dziedziny na ręce pod warunkiem, że doskonale zdajemy sobie sprawę co robią nasze własne. A my postępujemy odwrotnie – szukamy wad u wielkich i cieszymy się, gdy okazuje się, że sami ich nie posiadamy albo są one u nas o wiele mniej wyraziste. Każdy człowiek ma jakieś wady, czemu na siłę chcemy pokazać, że nasze są mniej istotne niż innych? Czemu sami obrażamy się, gdy ci wielcy dokonują takich samych porównań?

 

Ważne, by pamiętać o tym, co dobre, bo tylko tak możemy stworzyć raj w pełnym tego słowa znaczeniu. A zatem miejsce, gdzie choć przez chwilę możemy się poczuć bezproblemowo. Niestety, są to tylko chwile, bo nasz współczesny świat z rajem nie ma nic wspólnego. Warto więc zadbać o absolutnie własny ogród Eden.

Dlatego starajmy się też kochać naszych wrogów. Będziemy mieli pewność, że tego uczucia nic nie zniszczy, bo skoro nic nie oczekujemy to musi być ono absolutnie czyste. A to czystość właśnie nadaje blask każdej rzeczy, także niematerialnej. No, może przede wszystkim niematerialnej...

A taki jest stereotyp. Poczucie humoru z kolei towarzyszy często osobom nad wyraz poważnym, co objawia się nagłą zmianą usposobienia w momencie przejścia na inną sferę życia, najczęściej na materialną. Natomiast ci, którzy chcą usprawiedliwić swój brak dokonań w danej dziedzinie próbują obrócić go w żart. Oj, tak poważnymi potrafimy być, gdy nam to się opłaca. Taka ludzka dwulicowość. Ale Antoni Słonimski mówił o czymś innym, o tym, że powaga to branie odpowiedzialności za swoje błędne decyzje wyrażana dobitnie przez umiejętność przyznawania się do porażki. Co ona ma tak naprawdę wspólnego z poczuciem humoru? Nic.

Jak to się mówi: Trzeba zacząć od podstaw. Brak wiary w to, że nasze działania przyniosą wymierne efekty sprawia, że tracimy entuzjazm i z większą łatwością popełniamy błędy przez co jeszcze bardziej się dołujemy. I to tak dalej idzie i w końcu się poddajmy. Najczęściej brak nadziei wynika z faktu podejmowania się czynów niepopularnych i poczuciem odrzucenia przez społeczeństwo. Wtedy trzeba pomyśleć, że jest się jedynym człowiekiem, który może to zrobić. Nie ignorować reszty, tylko dowartościować siebie. Czasem niestety tak trzeba...

Nie chodzi tu jednak tylko o ofiary śmiertelne, ale o tak popularne dzisiaj "społeczne wykluczenie". Popularne niestety jedynie z nazwy, bo nikt nie zastanawia się nad tym dlaczego niektórzy "izolują się" od społeczeństwa. Napisałem w cudzysłowie, bo to nie oni to robią, tylko społeczeństwo, które boi się wysłuchać prawdy. Woli uznać kogoś za wariata, czy nieudacznika spychając go przez to na drogę wiodącą do alkoholizmu czy narkomanii. Bo łatwiej zmienić kogoś niż zmienić siebie. Dlatego warto, gdy następnym razem zobaczycie na ulica alkoholika chociaż pomyśleć jak inni mogli go skrzywdzić...

Bo choć modlitwa to rozmowa z Bogiem, to wcale nie musimy być pewni tego, że On istnieje by się jej dopuszczać. Jeśli się na to zdecydujemy to tak naprawdę będziemy prosić o wiarę niezależnie od tego, co będzie w naszym mniemaniu przedmiotem modlitwy.
Bóg sam wie co jest dla nas najlepsze, by jednak sobie to uświadomić musimy zbliżyć się do Niego. A to jest możliwe głównie przez modlitwę...

Z tym pierwszym jeszcze się zgadzamy, z drugim już nie. Dlaczego śmierć ma być czymś pięknym? Ano dlatego, że kończy pewien etap naszej wędrówki, ten materialny po którym może być już tylko lepiej. By jednak tak było teraz za dobrze nie może być. Dlatego najbezpieczniej uznawać jedynie miłość za najlepszą rzecz w swoim życiu!

Dlatego uczmy się od Boga tej cierpliwości, bo On jest w niej mistrzem. Czy bowiem jest ktoś na kogo codziennie setki milionów (a może i miliardów) ludzi złorzeczy, a on nic? Tak, to właśnie Bóg. I bardzo często milczy, gdy w modlitwie go o coś pytamy. To nie znaczy, nie słucha. To znaczy, że chce byśmy zaczekali, a dostaniemy więcej.

Wystarczy czasem wyjść na świeże powietrze, by przekonać się, że dookoła nas jest pełno możliwości z których trzeba korzystać, bo choć się nie zmarnują, to jest ich po prostu żal.
Światło, czyli prawda - na wolnej przestrzeni łatwiej ją odszukać, bo tylko tam nikt jej nie przysłania swoim ego.
Ogień, czyli siła - czy to nie świeże powiewy dodają nam energii? Albo czy nie woda, której przecież w naturze tak wiele nie nasyca nas obietnicą, że można być w pełni samowystarczalnym?

Bowiem większość koncentruje swoje myśli wokół nizin, a często także i dolin. Nawet nie spróbują spojrzeć w górę, by dostrzec, że ktoś tam jest. Może to by ich skłoniło to rozpoczęcia wspinaczki? Niestety, u nas ten, kto patrzy w górę, za wysoko mierzy. Mówi się, że wspinać należy się powoli. Ale chyba z myśleniem może być inaczej?

Przecież inaczej nie wypada - tych, co dobrze postępują trzeba pochwalić. Szkoda, że tylko słowami a nie czynami wzorem tych szlachetnych. Wystarczy dać okrycie, by nie marzli, bo swoje oddali potrzebującym. Teraz sami się nimi stali, tylko nie proszą. Liczą, że Ty zauważysz jak dygoczą z braku ciepła.

Tak jest, gdy wciąż inni mają całkowicie odmienne od nas poglądy na świat i nagle po bardzo długim czasie to się zmienia. Problem tkwi w tym, kto ma rację. Bo jeśli przez to zmienimy naszą opinię ze słusznej na niesłuszną to... lepiej byśmy do niej wrócili. Dlatego zawsze zakładajmy, że to ktoś inny może mieć rację. Dobrze przeanalizujmy sprawę zanim się do niej odniesiemy...

Bowiem celem każdej władzy jest nauka jak samemu podejmować kluczowe dla swojego życia decyzje. Nie chodzi o to by przekonywać społeczeństwo, że bez danej grupy politycznej sobie nie poradzi, tylko wskazywać co jest dla niego dobre niezależnie od rządzącej ekipy. A dobra jest na pewno umiejętność do kierowania własnym życiem bez niczyjej "pomocy"...

Takie to proste, a tak mało osób korzysta z tej nauki. A co to za nauka? Poczekaj ze ślubem, nie spiesz się. Małżeństwo bowiem nie tworzy miłości, tylko otacza ją myślą o wieczności. A myśl by istniała musi mieć jakiś sens. Z racji tego, że chce się żyć wiecznie po pewnym czasie zaczyna się poszukiwanie i pojawia się miłość, a wraz z nią poważny problem. A wystarczyło poczekać...

Takie przemówienie są zatem niepotrzebne, bo oczekiwanie, że ci, którzy odpowiedzialności ponosić nie muszą przemówią do tych ponoszących tą odpowiedzialność może być uznane za przeniesienie odpowiedzialności. Lubimy słuchać jacy to źli są inni, jak wiele muszą zmienić, kochamy jak nie produkować się w roli nauczycieli, to przynajmniej stać obok nich. Kiedy wyrośniemy z tej nieodpowiedzialności? Może wtedy, gdy odkryjemy, że ponosimy również odpowiedzialność za tych, którzy przed nią uciekają...

Sukces zachęca nie tylko do odpoczynku na laurach, ale także do dalszej ciężkiej pracy by go powtórzyć. Ścigamy się z czasem, mierzymy bardzo wysoko - wszystko po to, by poczuć ponownie zapach powodzenia, by znów składano nam gratulacje. Widząc na horyzoncie euforię zapominamy, że najpierw musimy zadbać o to, co tuż przed nami. Bo bez tego ciąg dalszy nie nastąpi...

Bo nie wszystko, co wolno robić przynosi korzyści. Jesteś wolny? To świadczy o Twojej potędze, a potęga to odpowiedzialność. Jesteś wolny? To znaczy, że dojrzałeś do wyborów, do naprawdę ciężkich czasów...

Bo choć często się mówi (i słusznie), że jest Kościołem Szatana, to przynajmniej tam wszystko dzieje się bez zbędnych emocji. Kolejne człony pokarmowych łańcuchów się nie buntują, owszem czasem uciekają przed drapieżnikiem, ale wiedzą jaki los je czeka. My też wiemy, prędzej czy później każdy umrze, niezależnie od tego jak bardzo jest bogaty, ile osiągnął, ile zła wyrządził innym. Po co więc ta nienawiść? Nie wydłuża przecież życia...

To z pewnością pociecha dla tych, którzy się smucą, bo skoro radość i smutek są od siebie zależne, to kiedyś to drugie musi wziąć górę. To też dobra nowina dla przepełnionych radością, bo po smutku, który jest nieunikniony w końcu przyjdzie radość mająca inny smak, a co za tym idzie może być lepsza od poprzedniej, a w sumie teraz obecnej. Tak więc cieszmy się, że dane jest nam zaznawać i jednego i drugiego, choć świadomość tego nie zawsze brzmi tak przyjemnie.

Taka jest prawda, bo normalność to nie dopasowywanie się do sztucznych norm, ale bycie normalnym, czyli takim jak się jest zwykle. Tylko, że wtedy uchodzimy za nienormalnych. Taki „normalny” jest nasz świat…

Denerwujemy się, gdy sprawiedliwość wciąż nie przychodzi, gdy pomyślny traf nie chce nawet zbliżyć się do naszych drzwi, a co dopiero zapukać. Patrząc na życie jako na maksymalnie kilkudziesięcioletni okres spotkamy się na pewno z frustracją, ale gdy uznamy, że nigdy się ono nie kończy, to dojdziemy do wniosku, że zmiana kiedyś musi przyjść. Tak więc, aby żyć musimy nauczyć się pokornie czekać...

Nie ma chyba nic gorszego niż porażka, gdy liczyliśmy na sukces, szczególnie spektakularny jego wariant. Dlatego też lepiej zawsze zakładać najgorszy scenariusz, czyli w tym przypadku upadek na samo. Dzięki temu będziemy spokojni, a radość w przypadku zwycięstwa naprawdę niepowtarzalna.

Tak, bo satyra ma jedynie piętnować wady świata, a nie dawać przyzwolenia do akceptacji (a zatem zrozumienia) tychże mankamentów i traktowania ich jako coś potrzebnego, bo dającego podstawy do zabawy. Tylko skąd wziąć cenzora, który nie oszuka nas wszystkich dla realizacji własnych, przyziemnych interesów. Komuś będzie trzeba zaufać, a jak się nie sprawdzi to zmienić. Tylko, kto zweryfikuje czy się sprawdził? Są problemy, ale to nie oznacza, że cenzurę należy uznać za coś niepotrzebnego...

 

Tak więc, by naprawić ten świat nie wystarczy czynić dobra w samotności, trzeba do tej aktywności zaprosić też innych, a pierwszym krokiem jest właśnie uznanie, że mają oni z dobrocią wiele wspólnego. Im więcej ich będzie tym polepszanie świata nie będzie łatwiejsze, ale o wiele szybciej zauważalne...

Jeśli ktoś chce być wzorem to musi dawać innym cząstkę samego siebie. Świadomość, że inni patrzą z daleka i podziwiają nie wystarczy. Trzeba nie tylko nauczyć ich jak się lata, ale także pokazać gdzie znaleźć skrzydła, w sensie na czym oprzeć wznoszenie się ku szczytom. Tak więc wzór musi być nauczycielem i dobroczyńcą zarazem...

Bo dobrobyt to nie synonim bezpieczeństwa. Bowiem gdy już wszystko ułożyło się po naszej myśli to może być... tylko gorzej. Dlatego też starajmy się dochodzić do takiego stanu, by możliwa była jeszcze poprawa a gdy już go osiągniemy, to zmodyfikujmy by nie lękać się przed bolesnym upadkiem.

To specyficzna umiejętność. Z jednej strony jest ona wrodzona, z drugiej odkrywamy ją nagle - tak jak gdybyśmy dostali rower i od razu byli zdolni by się na nim poruszać. Bo tak jest też z samą miłością, jak się ją poczuje, to od razu wiadomo jak się w niej odnaleźć.

Bo choć wiara, to pojęcie abstrakcyjne, to jej konsekwencje są jak najbardziej zauważalne dla naszej egzystencji opartej na materii. To znaczy, powinno tak być. Na ogół jednak wiara to po prostu wiara, tendencja do "modlitwy", gdy coś nie idzie po naszej myśli i zapominania o Bogu, gdy wszystko układa się wspaniale. A to przecież dzięki niemu. Może więc z tej wspaniałości warto coś ofiarować. Nie Bogu, tylko tym, którzy potrzebują a nie mają. Pomyśl, może właśnie są w takim stanie dlatego, byś ty miał okazję im pomóc.

Bo gdy już gdzieś zmierzamy to nie możemy tracić czasu na rozważania, czy nie warto czasem zmienić środek transportu na szybszy. Bo możemy go wówczas stracić na także poprzez wolniejsze poruszanie się, bo nie zawsze szybkość z nazwy jest szybkością w praktyce. W szczególności uważajmy na rady innych, sugestie, że innym sposobem osiągniemy dany wynik w krótszym czasie. Na ogół bowiem taką "gadką" chcą nas po prostu odwieść od celu...

Ale tak bardzo chcemy zostawić swój autograf na czymś, co jest tylko nasze. Oznacza to, że tak naprawdę to chcemy dowartościować jedynie siebie, a nie resztę społeczeństwa. Twórczość daje poczucie wartości, ale by było ono silniejsze musimy je skryć. Dzięki temu będzie jeszcze większe i naprawdę tylko nasze...

Bo los nie jest ślepy, widzi wszystko. Aby działał trzeba dawać mu okazje. W naturze ma brawurowe szaleństwa, więc nie przyczepi się do cichości i skromności.
Na podium może i się nie stanie. Czasem to i lepiej, bo los nie będzie miał z czego strącić.

Prawda, że proste. Czemu zatem to komplikujemy? Bo udajemy przed sobą, że zbiór czynów niedozwolonych tak naprawdę nie został nigdy zdefiniowany. Ale czy ktoś musiał to robić, każdy czuje instynktownie, co dobre, a co złe. A, zapomniałem, człowiek kiedy tylko może od instynktów charakterystycznych dla zwierząt się odżegnuje.

Monotonia wbrew pozorom bardzo dużo waży, a już najwięcej ta, która ocieka szczęściem. Czy jednak ktoś dobrowolnie ma skazywać się na cierpienie? Nie, ale warto przynajmniej uświadomić sobie trudności, z którymi borykają się inni poprzez osobisty z nimi kontakt. Pomóżmy im dźwigać ciężary. One nie zastąpią własnych, ale przynajmniej sprawią, że ciężary naszego życia będą łatwiejsze do podniesienia.

Klasyczne mijanie się z prawdą, to poruszanie się w przeciwną stronę niż ona zmierza. Ale dokąd tak naprawdę idzie, skoro można ją w tym wyprzedzić? Prawda dąży do doskonałości, albo mówiąc inaczej to doskonałość ją przyciąga, gdyż jest krystalicznie czysta, obce jest jej wszystko skażone kłamstwem. Wyprzedzenie prawdy jest bardzo trudne, ale warto próbować stawiając sobie cele, wielkie wyrzeczenia i ich dotrzymywać. Nawet jeśli nie uda nam się dogonić prawdy, to przynajmniej będziemy biec razem z nią, lub po prostu nieustannie mieć ją przed oczami…

Ale wszyscy mówią przecież: "To moje życie, więc mogę z nim robić, co tylko chcę." Nie, nie mamy prawa własności do własnego życia, bo gdybyśmy je mieli to moglibyśmy siebie wskrzesić w momencie śmierci, a my co najwyżej jesteśmy w stanie życie zainicjować, ale nie własne, tylko cudze. Tak więc, życie jedynie posiadamy, przez nas się zużywa, ale na szczęście nie traci na wartości...

Wszyscy mówią, że to nieudacznicy, którzy nie potrafią się postawić. Bardzo często to jednak ci, którzy wprost wytykają błędy tym, którzy zdają się być nieomylni. Choć ci w rzeczywistości nie mylą się tylko w jednym - wiedzą jak postawić w złym świetle...

W tym celu najpierw trzeba dowiedzieć się czym jest sztuka, no i oczywiście popodziwiać jakieś dzieła. A u nas jest z tym kiepsko - najczęściej spotykaną sztuką jest... sztuka jakiegoś towaru. I mając taką bazę porównawczą przekształcamy siebie w towary właśnie, które można sprzedać i kupić. A prawdziwe dzieło nie ma wartości. Jest bezcenne, jak nasze życie...

Można żartować z naszych wad, ułomności takich jak dwulicowość, zbytnie przywiązanie do tego, co ludzie powiedzą czy pycha. Nie można jednak szydzić z tego, co na to nie zasługuje. Jeśli jednak się na to piszemy, to trzeba to dobrze uargumentować. Każdy dowcip musi mieć zatem jakiś logiczny powód powstania, bo jeśli nie ma, to sam staje się powodem do zapomnienia o nim. Niepodważalnym argumentem...

Przyjaźń, podobnie zresztą jak każde uczucie, rodzi się sama. O prawdziwych przyjaciołach mówi się, że poznaje się ich w biedzie. Tak, bo wtedy starasz się z niej wyjść, a nie liczysz na "wzbogacenie się" przyjaźnią..

I to jest właśnie rdzeń uczucia zwanego miłością, to, że jest osoba, której potrzeby są ważniejsze od twoich własnych do tego stopnia, że gdy pojawiają się problemy rzucasz wszystko, by jej pomóc. Znaleźć prawdziwą miłość jest niezwykle trudno, może dlatego, że szukanie na siłę przyciągaj jedynie frustracje i rozczarowania. Poczekaj, miłość sama Cię znajdzie. Znajdziesz osobę przy której zapomnisz o własnych problemach. Tylko poczekaj chwilę...

Śmierć to nie koniec. Żeby to zrozumieć może nie wystarczyć wiara w Boga, trzeba uświadomić sobie ile człowiek jest w stanie dokonać, jak bardzo ulepszyć nasz świat. I ta moc miałaby się skończyć w ciągu jednej chwili? Cóż za bzdura...

Te brak ostrości sprawia, że żyjemy w przekonaniu, że obejrzany film to tylko film. Prawda jest jednak bolesna - większość filmów jest nieudolną i polukrowaną kopią rzeczywistości. Są jednak takie, które ją odzwierciedlają. Próbujemy się w tych filmach odnaleźć przede wszystkim jako bohaterowie pozytywni. Może lepiej jednak przyznać się, że najbliżej nam do czarnych charakterów?

Z czasem zapominamy, że w ogóle kłamaliśmy. Czy to oznacza, że nasze kłamstwo przestało istnieć? Skąd, widać je jeszcze bardziej. Zatem po prostu nie kłammy. Życie będzie trudniejsze, ale przynajmniej nie będzie trzeba główkować, zastanawiając się, czy zachowaliśmy twarz.

Bo zadowalanie wszystkich to ciągłe udawanie. Jak się ciągle udaje to w pewnym momencie człowiek zapomina w co naprawdę wierzy, a to chyba poniesienie największej klęski jaka tylko może być. Nie żyjmy tak, by każdego mieć za przyjaciela, róbmy sobie wrogów, bo jeśli ich nie robimy, to znaczy, że udajemy.

Ta myśl przede wszystkim powinna dotrzeć do tych, którzy przekonują, że miłość w ich związku była, tylko się wypaliła. Miłość jest albo jej nie ma, w opisywanym przypadku po prostu jej nie było. Jest nieskończona, tak jak wszechświat. Gdy skoncentrujemy się na pewnym jego fragmencie, to okaże się, że pozostało go jeszcze więcej niż było przed chwilą. Po prostu kosmos. To niepojęte, ale miłość to prawdziwy kosmos.

Dobre uczynki rzeczywiście poprawiają nasz "moralny wizerunek". Nie możemy jednak żyć w przekonaniu, że dobry czyn wymazuje jakiś grzeszek. Po prostu unikajmy tego co złe, a nie będziemy musieli zaprzątać sobie głowy pozbawionymi celu zagadkami - czy dane mydło w wystarczającym stopniu usuwa brud.

Zauważyliście, że wszyscy bardzo pragniemy tolerancji, ale nie zdajemy sobie sprawy, że może nam ona zaszkodzić. Tak jest gdy chodzi np. o religię. Gdy akceptują to, w co wierzymy przestajemy się zastanawiać nad głębszym sensem naszych wierzeń, spłycamy naszą religijność, a przez to i Boga. Z kolei gdy atakują to, w co wierzymy to musimy nauczyć się bronić. Poznajemy naszą wiarę jeszcze bardziej, a przez to odkrywamy jej piękno.

Zwierzęta troszczą się jedynie o swoje stado - to naturalne, ale nieludzkie zarazem. Poświęcenie całego życia tylko dla jednego człowieka ma coś może i wspólnego z miłością, ale na pewno nie z wszystkimi jej aspektami. Życie każdego człowieka powinno mieć bowiem dla nas taką samą wartość, jeśli jednak kumulujemy ją w stosunku tylko dla jednej osoby to jest to podłe zachowanie. Jeśli tą osobą jesteśmy my sami, to hańbimy cały rodzaj ludzki

Śmiech to zdrowie. Widocznie z takie założenia wychodzą rządy pewnych krajów i wcielają rozwiązania, które bawią do łez. Niestety, gdy stanie się z nimi twarzą w twarz to nie zawsze jest do śmiechu. Przynajmniej tym, którzy walczą o górowanie prawa moralnego. Bo ci pozostający obojętnie zazwyczaj pękają wówczas ze śmiechu.

Nie oznacza to jednak, że każde działanie tak zadziała. Czyli innymi słowy nie działajmy tylko to to, by działać. To, co robimy musi mieć jakiś sens, a nie być jedynie sposobem na zmianę postrzegania upływu czasu. Bo ani nie spostrzeżemy, a zmienimy się my sami.

Mówi się, że można zgrzeszyć jedynie myślą. To niestety prawda. Na pocieszenie można jednak dodać to, że takie grzechy mają mniejszy negatywny wydźwięk od złych czynów. Ale on pozostaje. Naszym wrogiem jest zło. Zbyt częste o nim myślenie sprawia, że po pierwsze mniej się go boimy, a po drugie zaczynamy dostrzegać jego zalety. Tak więc ten świat przede wszystkim starajmy się naprawiać szerząc dobro, a nie walcząc ze złem, bo walka to może w krótkim czasie zamienić się w przyjaźń.

To bolesna prawda, nazywana też czasem nauką na błędach cudzych. Bo gdy ktoś popełni błąd, to zamiast mu pomóc to omijamy go szerokim łukiem, a za nami tą drogą podążają inni. Trzeba zwyczajnie podać rękę, a nie podstawić nogę jednocześnie triumfalnie się uśmiechając.

Taka jest prawda. W mocniejszych alkoholach szukamy tego, czego nam obecnie brakuje. I to dostajemy. Najgorsze jest jednak nie to, że jedynie na chwilę, tylko to, że później nie pamiętamy, że byliśmy szczęśliwi, odważni i pewni siebie. Dlatego też pijemy jeszcze raz licząc, że tym razem wspomnienie zostanie. Niestety, właśnie je z siebie wypłukaliśmy.

Może więc warto trochę odpuścić? Czy zawsze musisz stanąć na podium? Narzekasz, że cały czas zżera Cię stres. Więc może odsuń się na bok, by nie stać się znowu daniem głównym? Pamiętaj, że prędzej czy później trzeba będzie oddać koszulkę lidera. Lepiej prędzej - tak szybciej osiągniesz spokój, którego pragniesz.

Jeśli czytasz ten post i uważasz, że jesteś samotny, to oznacza, że Twoja samotność jest wyolbrzymiona. Jest bowiem ktoś, kto myśli o Tobie. Nie tylko ja jestem tym kimś, mam bowiem nadzieję, że każdy kto czyta teraz słowa Jana Pawła II tuż przed snem pomodli się za tych, którzy czują się osamotnieni. Sama modlitwa to jednak za mało - trzeba działać. Dlatego odwiedź tego, kto jest jeszcze bardziej samotny od Ciebie. Przyjmij, że to możliwe i w niewielkim chociaż stopniu uczyń niemożliwym.

Przykre, ale prawdziwe - gdy jest dużo do stracenia siedzimy cicho pilnując własnego skarbu. Dopiero gdy go stracimy zaczynamy integrować się z innymi pokrzywdzonymi. Szkoda, że działamy dopiero wówczas, gdy możemy najmniej zdziałać. Wcześniej mogliśmy więcej, ale mogliśmy stracić, ale chyba lepiej stracić w działaniu niż będąc na straży własnego dobrobytu...

Zastanów się czy myśl przewodnia Twojego życia mogłaby stać się dla Ciebie niebezpieczna gdy próbowałbyś ją zaszczepić innym. Jeśli tak, to bardzo prawdopodobne, że podążasz właściwą drogę. Tylko bowiem to, co nie jest lubiane, a nawet budzi nienawiść jest w stanie wyzwolić ludzkość z tego uczucia. Niestety, próby wyzwolenia przypominają zazwyczaj film sensacyjny bez happy endu...

Wbijmy to sobie do głów i zrozummy tych, którzy denerwują się (okazują złość, nienawiść) gdy wyciąga się do nich pomocną dłoń. Nie mówmy: "Nie chcesz, to nie" tylko próbujmy dalej, bo jeśli nie spróbujemy to sami okażemy się puści...

Sami nie zazdrośćmy innym tego, że jesteśmy szczęśliwi, nie manifestujmy swojej radości, gdy inni płaczą to i oni nie będą nas dobijać w chwilach smutku. Bowiem prawdziwym szczęściem człowiek chce się dzielić, a nie chwalić. Oby tylko nikt nie doszedł przez to do wniosku, że nie był nigdy tak naprawdę szczęśliwy.

Niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starać to nigdy nie wyzwolimy się od wad. Taka ludzka natura - każdy ma zalety i wady. Nawet samo chorobliwe dążenie do perfekcji może się stać złym nawykiem. Nie wstydźmy się ich, nie przekonujmy innych, że ich nie mamy. Nie wmawiajmy tego też sobie, bo stanie się coś naprawdę złego - stracimy kontakt z rzeczywistością.

Oj, ta nasza interesowność. Chyba tylko ateiści czynią dobro bezinteresownie. Wielu z nich jednak oczekuje jednak powrotu dobra za swojego życia i dlatego pomaga jedynie wtedy, gdy jest duże prawdopodobieństwo powrotu. Czy tak już musi być?

Zgadza się. Nie zadawajmy więc mężowi czy żonie, chłopakowi czy dziewczynie pytania: "Czy Ty mnie kochasz?". Bo po pierwsze miłość to uczucie, a zatem wartość niematerialna. Słowa nie są więc w stanie kogoś przekonać o miłości. Liczą się gesty i to, co one ze sobą niosą. I po drugie: zadawanie takiego pytanie może być odebrane jako obraza, to, że ktoś nie dostrzega ile robi dla niej partner. Zanim więc zechcemy porozmawiać o miłości zastanówmy się czy nie lepiej zamiast o niej mówić ją po prostu poczuć.

Bolesna prawda w szczególności dla ateistów. Dopiero, gdy czujemy, że śmierć jest blisko zastanawiamy się po co żyliśmy. Zastanawiamy się dlaczego wyróżnialiśmy się od innych zwierząt. Ot, tak sobie? Jak nielogicznie to brzmi. Co zrobić, by nie musieć się nad tym zastanawiać? Grzeszyć jak najmniej. Tylko czy świadomość istnienia grzechu może przyjść wcześniej niż w krytycznym punkcie? Raczej nie. Więc życzę wszystkim, by tym pierwszym krytycznym punktem nie była śmierć, a jedynie zagrożenie utratą życia…

Wstyd jest czymś naturalnym - tak samo ludzkim jak szczęście, czy duma. Jeżeli odkrywamy, że wraz z wiekiem jest coraz mniej rzeczy, których się wstydzimy to istnieje duże prawdopodobieństwo, że powoli tracimy swoje odbicie w lustrze. Jeszcze trochę, a słowa: "Po tym co zrobiłem nie mogę spojrzeć na swoje odbicie" będzie można wyrzucić do kosza. Bo odbicia już nie będzie, tak jak nas. Ponoć w lustrze odbijają się istoty niematerialne. One już nie muszą się wstydzić. Czemu jesteśmy tacy niecierpliwi?

Jak to dobrze, że jest coś takiego, prawda? Zapomnisz wiele z wielu lat swojej edukacji, a tego jednego nigdy. Nie trzeba jej wkuwać, czy robić ściąg, bo nikt nas z niej nie egzaminuje. Nie, przepraszam - robimy to sami każdego dnia. Jaką dziś postawiliśmy sobie ocenę?

Dyplomata to oficjalny przedstawiciel państwa za granicą. A zatem to nie manipulator. Czemu zatem tak jest przez większość postrzegany? To proste – by jak najwięcej korzyści czerpać dla kraju, który reprezentuje. My nierzadko też postępujemy jak dyplomaci, nie mówimy „nie”, ze wszystkim się zgadzamy, by na samym końcu zamilknąć. Nasze sumienie jednak nigdy nie milczy…

Nasze patrzenie na świat jest zatem zawsze wyznaczane przez pryzmat jego końca. Jeśli czujemy, że pozostało nam niewiele czasu to nie podejmujemy się długofalowych działań dających olbrzymie efekty, tylko krótkich przynoszących szybkie, ale i mało znaczące rezultaty. Tak więc prawdziwym narzędziem w sterowaniu naszymi działaniami nie są bieżące obrazy świata: te prawdziwe, pełne cierpienia czy te sztuczne, piękne i nieskazitelne tylko wskazówki odnośnie tego za ile zginiemy.

Umyłeś ręce i myślisz, że są czyste? Bzdura. Pozostało na nich tysiące bakterii. Szczycenie się krystaliczną czystością bywa i większym złem niż pokątne obrzucanie się błotem. Nie ma ani jednego sprawiedliwego człowieka. Jak opuścimy ten świat to boleśnie się o tym przekonamy...

Tak, nasze życie to ciągła walka o szczęście. Bowiem gdy towarzyszy nam ono cały czas to życie robi się monotonne i powoli zapominamy kim jesteśmy, po co żyjemy i co zasadnicze: co jest złe, a co dobre. Walka o własną pomyślność jest tym czego instynktownie pragniemy i całe szczęście. Likwidując zło dookoła nas (a najlepiej to robić siejąc dobro) likwidujemy je też wokół tych, którzy żyją blisko nas, ale nie mają tyle siły by mu się przeciwstawić. Gdy poniesiemy klęskę to nie poddajemy się i walczymy dalej, gdy zwyciężymy to idziemy jeden stopień wyżej i zwiększamy nasze otoczenie. I jesteśmy szczęśliwi - bo wiemy co jest dobre, a co złe z własnej autopsji, a nie z książek i innych opowiastek.

Trzeba to zdefiniować na nowo - tak często próbuje się zburzyć porządek świata i dowartościować tych, którzy swoim zachowaniem nie tworzą żadnych wartości. A pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. Nauka Kościoła nie może się zmienić, bo nie zmieniła się Ewangelia. Kryterium pozwalające na włączenie czegoś do dorobku ludzkości także jest niezmienne. No, chyba, że dochodzimy do wniosku, że jest nam niepotrzebna. Wówczas faktycznie - gdy tracimy poczucie smaku zajadamy się nawet tym co jałowe, a w dalszej kolejności niejadalne i trujące.

Bo miłość nie potrzebuje przerwy. Nawet najlepsi małżonkowie nie mogą od siebie odpoczywać, tylko każdego dnia pokazywać jak bardzo się kochają, udowadniać, że są gotowi poświęcić się całkowicie dla drugiej strony. Niech poranki będą takie same pod względem odczuwanego ciepła, a różne pod względem serwowanego śniadania. Niech wieczory będą takie same pod względem spokoju o przyszłość, a różne jeśli chodzi o misterium zasypiania.

Bo choroba to cierpienie, a tylko ono może otworzyć bramy to tego świata pełnego krzywdy. Tylko cierpiący zrozumie cierpiącego. Nie trzeba jednak cały czas zwijać się z bólu, wystarczy pamiętać jak trudno było wówczas patrzeć w to, w co się wierzy.

To oczywiście nie wystarczy, bo choć miłość wymaga ogromnej przyjaźni to jest czymś znacznie więcej. Ale to może być dobry początek poszukiwań tej drugiej połówki. Niestety, wielu mężczyzn wybiera takie kobiety, przed którymi bardzo łatwo można wiele rzeczy ukryć. Oznacza to, że w istocie wciąż bardziej cenią swoich przyjaciół męzczyzn niż żonę. A przecież miłość wszystko zmienia, także punkt widzenia na przyjaźń.

Szumne zapowiedzi są uzasadnione jedynie wówczas, gdy jesteśmy pewni, że dokonamy czegoś wielkiego. A człowiek swoich przyszłych osiągnięć pewny być nie może. Więc nie obwieszczajmy, że zrealizujemy coś czym wszyscy będą się zachwycać, tylko pracujmy skromnie w pocie czoła i później zaszokujmy niedowiarków.

Bezinteresowność to frajerstwo - taką maksymą kieruje się wielu i dlatego nawet nie tknie palcem zanim nie zobaczy czegoś, do czego warto dążyć. Gdy przynajmniej część z tej nagrody otrzyma się już teraz to można porywać się na wysokie góry - oczywiście zadatek trzeba zabrać ze sobą, bo przecież ktoś może ukraść. Tylko, że wspinanie się z dużym ekwipunkiem zwiększa ryzyko bolesnego upadku. Można to rozwiązać - wystarczy zdobywać szczyty bez interesów.

Bardzo często modląc się, kierujemy do Boga prośby typu: żebyśmy byli zdrowi, byśmy nie mieli kłopotów wychowawczych z naszym dzieckiem czy nawet byśmy wygrali w Lotto. A później oczekujemy bezczelnie, że Bóg je spełni. To, co ma On zlikwidować z ziemi cierpienie? Nonsens. Trzeba zatem modlić się o siłę w walce z przeciwnościami losu, a nasza prośba na pewno zostanie spełniona.

Mowa tu oczywiście o tej ziemskiej, która jest o wiele bardziej niedoskonała niż nam się wydaje. Liczy się bowiem w niej to, co na papierze, to co powiedzą świadkowie, to jak zobaczyły to kamery. Nie liczą się myśli, prawdziwe intencje, tylko suche fakty, czasem będące nimi tylko z nazwy. Tak więc "sprawiedliwość" istnieje, nie kłammy, że jej nie ma...

Tolerancja kojarzy się nam z czymś pozytywnym, niejako wyznacznikiem stopnia społecznego rozwoju. Tolerujemy ludzi innych ras, osoby o innych orientacjach seksualnych, ale także... bezdomnych, chorych i cierpiących z wszelakich przyczyn. Tak, bo tolerancja to też tolerancja zła, a wobec niego nie możemy być obojętni...

Bardzo często jednak postęp nie wynika z buntu, tylko jest efektem akceptacji tego, co narzucają nam inni. Przestajemy myśleć, a zamiast tego uznajemy, że to co ktoś inny wymyślił jest dobre, choć nie mieliśmy sposobności tego sprawdzenia. Po prostu jest dobre, bo dobrze brzmi, a dobrze w tym wypadku znaczy nowocześnie. Taka forma postępu to w rzeczywistości cofanie się w rozwoju, bo jest nam coraz gorzej, tylko sobie tego nie uświadamiamy, ukrywamy szerokim uśmiechem. Prawdziwy postęp wynika z niedogodności obecnego stanu, a zatem z chęci zmiany. Co ważne - zmiana ta nie musi być ułatwieniem, wystarczy, by dawała poczucie spełnienia. A ono na ogół jest skorelowane z ciężką pracą, a nie ułatwieniami.

Zauważcie, że zazwyczaj chcemy wejść tam, gdzie jest zamknięte. Tak samo jest z piekłem. Kusi nas to, co niedozwolone, pociągają znaki zakazu i dlatego tak łatwo przytaknąć stwierdzeniu, że "reguły są po to, by je łamać". Mimo to drzwi do piekła nie otwierają się automatycznie, potrzeba kolejnego grzechu i jeszcze jednego i jeszcze... Gdy opadamy z sił robią nam łaskę i otwierają, a my zapominamy o tej, co była (i jest) pełna łaski.

Bo między niechęcią do życia a samobójstwem bardzo długa droga. Przemierza się ją samotnie, wędruje tygodniami aż zmęczenie nie pozwala dłużej żyć. Czy nie potrafimy zatrzymać tych podróżników? Nie podróżują przecież w czasie, tylko w dzisiejszych czasach nie dla prawdziwego życia.

Bo nasze życie to nie unikanie wrogów, tylko ciągłe z nimi konfrontacje. Zazwyczaj wiążące się z udawaniem. Udajemy, że tak naprawdę to są nam całkowicie obojętni, a nawet są naszymi przyjaciółmi. Ale nasze myśli, skrywają prawdę - "nienawidzimy ich". Ale przecież takich uczuć trzeba się wyzbywać. Gdyby nie oni nie mielibyśmy się jak doskonalić. Ale żeby żyć dla nich? Tak, bo możemy też udoskonalić ich, sprawić, że staną się naszymi przyjaciółmi. Jest więc dla kogo żyć.

Tak, przyjemność może dawać szczęście, ale tylko pod warunkiem, że nie zachowujemy jej dla siebie nawet przez chwilę od rozpoczęcia, tylko natychmiast szukamy kogoś z kim się nią podzielimy. Bardzo często mamy taki zamiar, ale gdy tylko zaczynamy w niej smakować, to dochodzimy do wniosku, że dzieląc się z nią szybciej ją wyczerpiemy i całkowicie samolubnie trzymamy ją dla siebie. A przecież dzielenia się nią nie należy rozpatrywać jak krojenia ciasta na dwie (lub więcej części), ale raczej jak zaproszenie na wspólne upieczenie następnego, większego.

Bo człowiek to nie świnia, tylko człowiek i potrafi zadawać ból. A to wszystko przez zazdrość. Tylko o co? Że ktoś je więcej czy częściej? Przecież konsumpcja (niezależnie od formy) to tylko chwila, pokazanie, że człowiek jest jednak bliski zwierzętom. Warto robić z tego problem?

Żeby dostać się do środka, a zatem tej najpyszniejszej części nie trzeba być wybrednym. Owszem, ból mocno brudzi dłonie, ale nadaje im też wiele uroku, wspomnień kreślonych na linii życia. Pociesz się radością, choćby jej skrawkami - niech dodadzą ci siły przed pełnią szczęścia. Wystarczy tylko praca w dochodzeniu do tego, co najgłębsze.

Najgorzej, gdy nie wiemy czego się spodziewać po danym człowieku. Mądry zawsze, no może prawie zawsze, odczyta dane zjawisko w jakiś tam sposób, głupi w sposób diametralnie odmienny, a półgłówek... No, właśnie - to wielka zagadka. Nasze przypuszczenia mogą się nie sprawdzić, ale coś założyć trzeba, bo trzeba żyć.

Prawdziwa sława to bycie na ostatnich stronach gazet, a nie na pierwszych. Na pierwszych lądują ci, którzy są przekonani, że dzięki temu faktycznie będą pierwsi. Tylko w czym? Chyba w rozpoznawalności. Ona jednak nie pozwala w człowieku rozpoznać swojego brata. Co innego strona ostatnia - tam pełno schowanych, a raczej przykrytych gazetami. Cały rok niektórym jest zimno...

Wystarczy, że władze państwowe wsadzają ludzi do więzień. My sami nie możemy się na nich wzorować w walce z naszymi wrogami. Bo po pierwsze z nimi nie należy walczyć, bo rany będą odczytywane jako najprawdziwsze stygmaty. Oczywiście, ich rany, bo dadzą się zranić. I tu dochodzimy do: po drugie, zadawanie zawsze jest złe, bo stanowi cios w człowieczeństwo. Rany są jak kraty, izolują, a na takich wyobcowanych wszyscy patrzą z uznaniem. Ale kto tu jest czyim wrogiem, kto tu jest więźniem nienawiści? Tym prawdziwym.

Po ślubie nie zawsze będzie słodko. Trzeba to sobie uświadomić. Narzeczeństwo jest takie piękne - bo "wszystko jeszcze przed nami". Jest cel do którego się dąży, przygotowania, które nie pozwalają myśleć o niczym innym, ale też rozterki. Niech one wyjdą na pierwszy plan. Trzeba się z nimi zmierzyć. Zwycięskie wyjście z tego pojedynku przygotuje na kolejne starcia z rzeczywistością.

To zapominanie czyni nas poniekąd wolnym. Od czego? Od świadomości ile dobra otrzymaliśmy od innych ludzi. Z czystym sumieniem mówiąc: "nie jestem niczyim dłużnikiem" wybielamy siebie, zapominając, że samo życie to nasz największym wierzyciel. Wierzy nam i daje dar zapominania. Dobrze go wykorzystajmy!

Chcąc być zawsze traktowani jak ludzie musimy zaskakiwać innych swoim spokojem i opanowaniem nawet w ekstremalnie poniżających nas sytuacjach. Nie warczmy, nie gryźmy - bo ci co nas poniżają dojdą do wniosku, że robią dobrze, że nie zasługujemy na miano człowieka. Spokojnie wytłumaczmy im, że są w błędzie...

I co najgorsze miłości nie możemy się zacząć uczyć zanim jej nie poczujemy. Dopiero gdy nadejdzie trafiamy do szkoły miłości i będziemy w niej aż do końca naszych dni. Bo nie ma idealnych żon czy mężów, wszyscy popełniamy błędy i ranimy bliskich. Sztuka polega na tym, by tych ran zadawać coraz mniej.

Na wielu myślących o samobójstwie to jednak nie zadziała, bo cierpienie nierzadko zaburza trzeźwość myślenia. Niech więc wpłynie na bliskich tych, którzy czują zniechęcenie do tego świata. Niech się z nimi zespolą i zobaczą na czym polega prawdziwa odwaga miłości do drugiego człowieka.

Samo powoływanie się na słowa o wielkim znaczeniu, np. właśnie na fragmenty Biblii nie dowodzi, że postępuje się dobrze. Liczą się bowiem słowa, a nie czyny. Czasem jednak przytacza się jakiś fragment czy to Biblii, czy wypowiedzi jakiejś szanowanej osoby w danej dziedzinie w celu przekonania rozmówcy, że jego zachowanie jest spójne z wyrażonym tam poglądem. Takie są jednak skutki cytowania fragmentów. Bez wiedzy całości nie jesteśmy w stanie odeprzeć ataków, więc warto chyba poznać całość tego, co nas interesuje.

A czego się boimy? Reakcji. Dlatego też wolimy zachowywać się tak, by inni nie musieli reagować. Jest to tożsame nie tylko z nierzucaniem się w oczy, ale również z zamykaniem oczu na cierpienie innych. Usprawiedliwiamy to własnym bólem. Tylko, że drugi człowiek nic nie kosztuje, a on jest w tym wypadku najlepszym środkiem przeciwbólowym. Są działania niepożądane, ale po co czytać ulotkę. Od tego strach nie zmaleje.

Marzenie o byciu sławnym na ogół dotyka każdego. Gdy się spełnia nie jest już tak słodko, jak było kiedyś. Do tej pory miało się kilku przyjaciół i wrogów po których było wiadomo czego się spodziewać. A tu nagle pojawiają się nieznani, nieprzewidywalni fani, którzy chcą dobrze, a wychodzi źle oraz oponenci, którzy twoją sławę traktują jak wypowiedzenie wojny. Ale to nie jest najgorsze. Tym nie można się otruć. Trujące jest bowiem zbyt wysokie mniemanie o sobie. A najgorsze to, że jak jesteś wysoko to nikt nie powie ci, że jesteś blady.

To prosta rada, o której bardzo często zapominamy. Co ja gadam? W ogóle nie jesteśmy jej świadomi! Kiedy napotykamy sytuację, w której kompletnie, ale to kompletnie nie wiemy co zrobić, to na ogół nie robimy nic - omijamy szerokim łukiem. Czyli tchórzymy zamiast pokazać swoją odwagę. Pomyślmy - w znanej sytuacji nie mielibyśmy oporów. Dlaczego w obcej dla naszego rozumu robimy inaczej? Przecież w ten sposób nigdy się z nią nie oswoimy.

Bo w rozmowie tak naprawdę nie jest najważniejsza treść naszych wypowiedzi, tylko nastawienie. Jeśli rozmawiając patrzymy na drugą stronę z góry, czy też ze stuprocentowym przekonaniem, że to my mamy rację to nie wyjdzie z niej nic dobrego. Nawet jeśli będziemy się uśmiechać do naszego rozmówcy to i tak poczuje on sztuczność. Co innego gdy rozmawiamy jak równy z równym. Wtedy uprzejme spojrzenie pojawia się samoistnie. Nie musimy o nim pamiętać. Bo, co ważne pojawiają się na samym początku, jeszcze zanim cokolwiek powiemy.

W dobie globalizacji każdemu z nas wydaje się, że jest obywatelem świata, że nie ma dla niego granic. Nic bardziej mylnego. Każdy z nas ma mały, własny świat, okna o które dba. Wystarczy, że się zabrudzą i globalizacja traci na znaczeniu. Owszem światowe problemy są istotne i skoro media nas o nich informują to trzeba się tym przejmować. Niezbędne jest jednak zapamiętanie, że wcześniej trzeba zrobić porządek w tym własnym świecie. Małym jednak tylko z nazwy, bo bałagan czasem przebija rozmiary kuli ziemskiej.

Owszem - zmienia się sposób komunikacji, podróżowania czy zarobkowania, ale potrzeby człowieka pozostają te same. A konkretnie jedna potrzeba zawsze dominowała i będzie dominować. To potrzeba miłości. Gdy jej brakuje to próbuje się ją za wszelką cenę zakryć. Najczęściej pokazując swoje prawdziwe oblicze - chciwość widoczną na każdym kroku. Człowiek chce więcej i więcej. Dopiero gdy otrzyma miłość to przestaje brać i sam zaczyna dawać. To też się nigdy nie zmieni i to niezależnie od poziomu rozwoju naszej cywilizacji.

I to jest piękne! Nasze czyny mogą pozostać, gdy zostaną ich skutki. Nie muszą być one wcale materialne, bo materia poniekąd zawsze przemija, ale po prostu wpływające na życie innych. Najlepiej pozytywnie. Zostają, gdy dają szczery uśmiech, poczucie wiary w to, że ten świat nie jest taki zły czy po prostu miłe wspomnienie. Nie liczmy jednak naszych pomników, a jak już to jedynie te złe i wstydźmy się, a nie chwalmy.

Jak dajesz? Z uśmiechem, czy z frustracją, że za tą pięciozłotówkę miałeś sobie kupić czasopismo? Że też musiał się pojawić ten wolontariusz i że sąsiadka akurat musiała wyjść w tym momencie z apteki. Musiałeś dać, bo co ludzie powiedzą? Jak dajesz to pomyśl bezpośrednio o tym, komu dajesz. Raczej nie chce dostawać niczego za darmo. On chce się odwdzięczyć za wczucie się w jego rolę. Aha, nie wczułeś się? To lepiej sobie daruj!

To trochę dziwne, że dopiero istnienie zła skłania nas do rozważania o sensie życie. A może normalne? Czasem przeciwieństwa się przyciągają. Jak jest dobro, to musi być i zło. Ważne nie tylko by umieć je rozróżniać, ale wiedzieć dlaczego to dobre jest dobre. Filozoficzne rozmyślania dają odpowiedzi pod warunkiem, że z nimi nie przesadzamy. W końcu stoi za nimi zło, które ostatecznie wskazuje, że to ono jest najlepszym wyborem.

Tu nie chodzi nawet o wolność pisaną ręką prawa, bo nieraz się zdarza, że nawet jego przestrzeganie nie idzie w parze z porządkiem. Każdy człowiek musi samemu ustalić na czym on polega, tzn. jakie zachowania gwarantują ład wszystkiego dookoła. I w obrębie tych zachowań możliwa jest wolność. Taka jest prawda. W pełni nie rodzimy się wolni, bo rodzimy się w społeczeństwie - czyli miejscu, gdzie istnieje przynajmniej prawo ustne, a nie na bezludnej wyspie. Szkoda, że rodzice nie mówią wprost o tym swoim dzieciom.

Ten zdawać by się mogło prosty argument zadziała jednak jedynie na tych, którzy samobójstwa nie planują, tzn. utwierdzi ich w przekonaniu, że warto żyć. Samobójcy (tzn. już utwierdzeni w chęci podjęcia tego desperackiego czynu) podchodzą do tematu jednak zupełnie inaczej. Dla nich życie bowiem już się skończyło. Większość z nich ma wspomnienie, taki graniczny punkt do którego już nie będzie możliwy powrót. Są przekonani, że pełne szczęście, które przed nim było już nie wróci, więc chcą odejść mając w pamięci te miłe chwile. Z jednej strony zwlekają (bo samobójstwo wymaga dużej odwagi), a z drugiej się spieszą, bo wspomnienia już mgliste, a tylko one mogą pchnąć - niestety - w przepaść. Dlaczego więc przytoczyłem dziś słowa Gombrowicza? By próbować modyfikować jego uzasadnienie przeciwko aktom suicydalnym. Trzeba bowiem dodać kruchość ludzkiego życia. Czasem ta prawda sprawia, że żywot nieszczęśnika nagle staje się poukładany.

To coś więcej niż truizm, że w każdym wieku płacze się za utraconymi możliwościami. To coś więcej niż pretekst do zrozumienia tych, którzy długie lata stracili na szukaniu szczęścia, gdy innym przyszło to z kuriozalną łatwością. To bowiem zachęta do równości. Bo skoro płacz nie jest wstydem, to jak wiek może być do niego jakąkolwiek przesłanką?

Pierwszą część wszyscy powinni doskonale zrozumieć. Z drugą mogą już być problemy. Bo kto ma być niby dumnym? My sami? A jak nie jesteśmy to źle. Poniekąd trochę jest w tym racji, bo pokora dla samej pokory bez głębszej refleksji jest czymś chorym, ale przede wszystkim chodzi o dumę tych wszystkich, którzy są wokół nas. Nie okazując jej, a zatem nie okazując szacunku tym, którzy dobrowolnie wykazują uległość "wyższym od siebie" jesteśmy zwyczajnie podli. Bowiem brak pochwały jest tożsamy z jeszcze większym poniżaniem, ze stworzeniem sobie kozła ofiarnego, chłopca do bicia, który nawet nie zaskomli...

Można to też zinterpretować jako łańcuch, który dostrzega się dopiero, gdy na światło wyciągnie się pierwsze ogniwo. Przeraża jego długość, ślady na szyi, ale czuć ulgę, bo człowiek w końcu odszukał receptę jak żyć. Głupio, że tyle miał szans, że tyle razy patrząc w niebo nie dopatrzył się tam klucza.

Dużym problemem jest chyba rozróżnienie tych rzeczy. Trudno bowiem znaleźć jakieś obiektywne reguły, co sugeruje, że to wszystko w rękach naszego umysłu. Każdy ma bowiem chyba tak samo głęboki. Dlaczego więc wybuchają nieustanne spory odnośnie słuszności drążenia w danym temacie? Może umysł jest jednak rzeczą, którą można pogłębić, i dopiero potem powinno się zabrać za pogłębianie pozostałych fenomenów? Tylko, że zgłębianie umysłu jest chyba możliwe jedynie poprzez odkrywanie prawdy o otaczającej rzeczywistości. Może jednak się mylę. Jedno jest pewne - pogłębianie to największe szczęście. Tutaj nie ma co polemizować...

Warto więc zrozumieć osoby starsze, choć raz wczuć się w ich położenie. Zdobywanie szczytów może i wciąż dla nich, ale z pewnością już nie tych najwyższych. Muszą czerpać radość z tego jak na "tysięczniki" wchodzą inni. To trudne. Każdy z nas doskonale się o tym przekonał będąc skazanym na bierne patrzenie. Zachowujmy się więc tak, by było na co patrzeć.

Człowiek nie jest panem czasu, człowiek go nie kontroluje. Jedynie to, co było jest naszą własnością. Tylko to w pełni możemy analizować i odszukiwać błędy, na których się trzeba uczyć. Nie możemy się jednak uczyć na przyszłości, na ciągłym snuciu planów, bo brak ich realizacji zniszczy wszystkie nasze "osiągnięcia".

Nie oznacza to bynajmniej, że ci, na których spadają wyłącznie nieszczęścia mają moralne usprawiedliwienia dla obojętności wobec cierpienia innych, ale to, że powinniśmy korzystać ze sprzyjających okoliczności tak mocno jak tylko się da. Pomyślność to wspaniała rzecz. Aż chce się żyć, prawda? Gdy wszystko się układa myślimy przede wszystkim jak jeszcze bardziej siebie zadowolić, bo jakoś gdy my jesteśmy szczęśliwi, to mamy przekonanie, że także wszyscy dookoła i dlatego koncentrujemy uwagę na własnych potrzebach. A to duży błąd. Pomyśl o okresie, gdy wszystko szło jak po grudzie. Wtedy nie było sił, by przejmować się innymi. Teraz czujesz się sto razy lepiej. I co? Też nie masz?

Nieważne, czy to ból fizyczny, czy psychiczny. Ważne, że się go czuje, ważne, że człowiek integruje się przez to z punktem patrzenia na świat tych, którzy myślą tylko o jednym - "by przestało boleć". Nic innego się nie liczy, wszystko inne ma drugorzędne znaczenie i tylko takie "wyjście" z tego świata pozwala na chłodno ocenić każde zjawisko, odkryć nieznane z powodu codziennych przyjemności strony... Radość też pozwala "wyjść" z tego świata, ale wówczas nie myśli się tylko jednym, myśli się o wszystkim, a to już jest za piękne, by oparta o to twórczość mogła długo przeżyć. To znaczy taka "twórczość" żyje, tylko, że nie może być określana twórczością, bo prawdziwa twórczość egzystuje tylko w stanie krytycznym...

Nasz świat nie jest sprawiedliwy, ale czy jest on pełen miłości? Również nie. Bez miłości nie ma sprawiedliwości, bo dopiero "emitując" to niezwykłe uczucie odkrywamy, że wszyscy reagują na nie tak samo. Zazwyczaj udają, że ich to nie rusza, ale brnąc w tej iluzji gubią się w ciemnościach rzucanych przez samego siebie. Wychodzą więc na światło dzienne, którego źródłem jest właśnie miłość. Pomaga to zrozumieć, że wszyscy ludzie są równi, że wszelki brak sprawiedliwości wynika z tego, że ktoś nie został obdarowany miłością. Może więc w taki sposób warto walczyć o niższą przestępczość w kraju...

Przemijanie na pozór jest czymś strasznie nieprzyjemnym, kojarzy się głównie z utraconymi możliwościami. Może być jednak źródłem szans, bo przecież nieraz to co jest teraz blokuje nas przed osiągnięciem sukcesu. I to przecież może minąć, a my wówczas pokażemy innym na co nas stać...

To oczywiście bardzo słabe pocieszenie dla samotnych, ale może... W końcu życie każdego z nas ma jakiś sens, także osób samotnych. Jeśli więc szukasz już długo i nic, to może masz w życiu do wykonania jakiś głębszy cel? Może masz poświęcić się dla ludzkości, odsłonić przed nią zasłonięte próżnością życiowe rady...
To nie może i nie będzie działać długo, ale zapomni się przynajmniej przez chwilę.

Syndrom chronicznego zmęczenie w ujęciu niemedycznym może uleczyć tylko miłość. To nie pusty frazes, tylko fakt. Dusza człowieka męczy się odwrotnie niż ciało - brakiem aktywności,. Lekarstwem na to może być tylko poświęcenie się (jej) czyli niejako jej rozczłonkowanie i przeniesienie na odbiorcę. Tylko tak bowiem można poczuć to, co on czuje, a fizycznie odetchnąć pełną piersią. Nie ma bowiem nieuleczalnych chorób duszy.

I tą myśl powinni wykuć na blachę wszyscy wieczni przeciwnicy „niewiecznych” malkontentów. Krytyka ma przecież na celu poprawę, a krytykuje się przede wszystkim to, co się kocha, bo na tym zależy najbardziej. Podobnie jest z dziećmi - rodzice chcą dla nich wszystkiego, co najlepsze, więc zwracają uwagę kiedy postępują źle. Oj, chyba trafiłem w słaby punkt nieustannie zadowolonych... O, Boże! A może jednak nie? Może to fundament ich samozachwytu nad umiejętnościami rodzicielskimi?

To, że teraz nie jest to nie oznacza, że kiedyś nie będzie. A że wszystkie anioły to bardzo kulturalne istoty, to trzeba tej kultury uczyć się już teraz. Niech wygrywa nad głęboko zakorzenionym w człowieku egoizmem i brakiem szacunku dla innych. Niech wyfruwa i niczym anioł krąży nad nami powstrzymując przede atakami gniewu. To, co staje się nawykiem może bowiem stać się składnikiem krwi, a nawet samą krwią…

Jest fajnie. Rozmawiasz sobie z jakąś osobą. Wydaje się w porządku, ma takie same poglądy jak Ty, też bulwersują je te same patologie i społeczna obojętność na nie. Ale gdy proponujesz, byście współpracowali w szczytnym celu to od razu są wymówki. No właśnie: i czy dalej to jest porządny człowiek? Może lepiej nie pytać, działać samemu – wtedy będzie się miało więcej „przyjaciół”…

Bardzo łatwo jest nam stwierdzać, co jest tańsze, a co droższe, jeśli chodzi o przedmioty. Kiedy jednak chodzi do konfrontacji między tym, co jest przedmiotem, a wartością to większość z nas kapituluje, przekonując, że takich rzeczy się nie porównuje. Wstyd przyznać co jest tańsze, a jeszcze bardziej wstyd, że stać na nas na to droższe, a się tym nie szczycimy...

A dyscyplina to przede wszystkim wyrzeczenia, czyli rezygnacja z tych pragnień, tych potrzeb, bez których można wytrzymać. Tak osiągniemy dobrobyt i to nie tylko materialny, ale również moralny, gdyż przygotujemy się na sytuacje w których będziemy najpierw musieli zaspokoić potrzeby naszego bliźniego.

Poprawne zinterpretowanie tej myśli wymaga przejścia na głębsze rozumienie rzeczywistości.  Wg płytszego ujęcia strach może być dowodem dojrzałości, bo tylko niedojrzali się nie boją. Wg głębszego zawsze towarzyszy złamaniu jakiegoś prawa. Może być to zarówno prawo stanowione przez państwo, jak i Boga. Może występować zarówno gdy my to prawo złamiemy, jak i gdy złamie je ktoś z naszego otoczenia z kim będziemy musieli się skonfrontować. Niepokój to też strach, tylko taki w lżejszej wersji. Występuje gdy nie wiemy co przyniesie przyszłość. To płytsze rozumienie. W głębszym jest on zawsze tożsamy z poczuciem winy, ze świadomości, że nie zrobiliśmy tego, co należało, a czas by to zrobić powoli się kończy. Strach i niepokój – interpretujmy zawsze tak, by w pełni zrozumieć jak mogą nam w życiu pomóc.

Tylko z takim nastawieniem można dostrzec co nasza praca dała społeczeństwu, porównać z tym co dać miała. Nie chodzi jednak, by dążyć do tego, by stan, który sobie na początku zamierzyliśmy był osiągnięty w zupełności, ale o to, by nie odczuwać strachu przed zmierzeniem efektu i wymierzeniem sobie siarczystego policzka. Bo większy czy mniejszy, ale trzeba wymierzyć. Tylko jego wspomnienie daje bowiem szansę na uniknięcie popełnionych pomyłek przyszłości…

Tak właśnie można poznać, czy ktoś jest dobrym człowiekiem. Tak, bo wszyscy jesteśmy niegodziwcami, przynajmniej w niewielkim stopniu. Jeśli więc gdy nikt nie widzi nie nachodzi nas śmiech na myśl o czynach pana, czy pani X to może być on (ona) dobrym człowiekiem. Oczywiście, o ile w rozmowie z przyjacielem nic nie powstrzymuje nas przed ośmieszeniem danego jegomościa, a brak śmiechu w zaciszu własnego domu przeradza się w nienawiść. Skomplikowane? Tak, bo ludzie nie są prości. Mało kto już dziś czyni tylko dobro. Ewolucja wciąż trwa?

Choć to my sami wybieramy władzę, to potem na nią narzekamy. Manifestujemy niechęć do samego prawa stanowionego przez tą władzę – dlatego też bez jakichkolwiek obiekcji, gdy nikt nie patrzy (choć dziś nie jest już to wyznacznik ) je łamiemy czy też poprzez mieszanie z błotem, główne w wymiarze wirtualnym – w Internecie, dajmy wyraz niezadowolenia z przyjęcia konkretnych rozwiązań. Może polski poeta ma rację? Może po prostu mamy we krwi przeciwstawianie się władzy państwowej? Powinna wrócić anarchia? Ale wtedy niezadowolenie byłoby chyba jeszcze większe…

A co zatem powiedzieć o tych, którzy nie ulegają żadnym pokusom? Że mają „hipersilny” charakter? Ale takich chyba nie ma? Są, są, tylko ich nie widzimy, bo żyją do tego stopnia skromnie, że ujawnienie siebie byłoby ulegnięciem pożądaniu. Pożądania – to one właśnie sprowadzają nieszczęścia, a mimo to dalej w nie brniemy. Zwiększamy katalog pożądań, tak aby nie można było wszystkim ulec, bo doby by zabrakło. No i powstaje silny charakter, ograniczony czasem…

I niech ta sentencja przyświeca wszystkim, którzy radują się gdy media z grzechów kapłanów robią temat numer jeden.  To nie Bóg grzeszy, tylko ludzie, a że ludzie są Kościołem to i on nie jest odcięty od grzechu. Dlatego też nie wierzy się w Kościół, a zatem nieskazitelność duszpasterzy, tylko Kościołowi, a konkretnie w Jego nauki, które nie są dziełem jednego człowieka, tylko Boga, a kapłani nam je objaśniają.

Jeśli ktoś chce być właścicielem życia, to niech je stworzy. Ale nie z wykorzystaniem swojego ciała, bo ono przecież jest żywe, ani z użyciem pojedynczych komórek, bo one również są żywe, ale z materii nieożywionej. Jeśli komuś się uda, to wówczas owszem – tak powstały organizm jest jego własnością, jeśli nie to niech przyjmie do wiadomości, że życie zostało mu jedynie udostępnione. A w „umowie” było wyraźnie „napisane”: „Strzeż za wszelką cenę, pod groźbą kary utraty życia… wiecznego”.

Bez zaufania nie można mówić o jakiejkolwiek współpracy, a jedynie ona warunkuje szczęśliwe życie w społeczeństwie. Sukcesy zawodowe, gruby portfel, czy posiadane wpływy – to wyznaczniki współczesnych społecznych autorytetów. Niestety, nikt nie wpadł na pomysł by mógł nim być posiadany charakter, czyli coś co da się jedynie zweryfikować poprzez bezpośredni kontakt. Życzę Wam by zatem ufać takim autorytetom, które nigdy tak by siebie nie nazwały. My też ich tak nie określajmy, nawet w prywatnych rozmowach z nimi, bo czasem świadomość odpowiedzialności psuje. Pozwólmy zatem uczynić z niej coś naturalnego, coś czego nie trzeba sobie uzmysławiać. Oby było tym również odpowiednie podejście do życia.

I tak właśnie można poznać czy ma się przyjaciela. Jeśli jest ktoś, kto zna wszystkie Twoje wady to znaczy, że jest Twoim przyjacielem. Oczywiście, pod warunkiem, że nadal chce z Tobą rozmawiać. Jeśli natomiast swoją najczarniejszą stronę pozostawiasz jedynie sobie, to znaczy, że nie masz przyjaciół…

Przyjaciele nie są od tego, by zawsze stawać po naszej stronie, ale od tego, by obiektywnie patrzeć na każdą sytuację. Gdy robimy źle to powinni nam to powiedzieć wprost, gdy dobrze – również. Jeśli instynktownie czujemy (bo na ogół czujemy to), że robimy źle, że racja nie jest po naszej stronie, a przyjaciele nas podbudowują mówiąc: „Masz rację. Nie odpuszczaj” to zastanówmy się, czy przypadkiem ich opinia nie jest zakamuflowaną prośbą. Tak więc niech ocena bliskich nam osób zawsze będzie utwierdzeniem samokrytyki, a z chęci odwrócenia wyrzutów sumienia dzięki „mocy” przyjaciół lepiej zrezygnujmy…

Żeby tylko nie było jednak, że przestaniemy wierzyć w istnienie Szatana. Bo choć faktycznie zwalenie na niego winy za wszelkie zło, które nam się przytrafia jest bardzo wygodne, to ma niewiele wspólnego z prawdą. Szatan niejako rzuca kostkę do gry, a my z ciekawości nią rzucamy, a potem kolejny raz, kolejny… Inspiracja może i była jego, ale twórczość jest nasza. On czasami też przejmuje pałeczkę, ale walkę z nim trzeba rozpocząć od siebie i na tym zakończyć. Bo to w nas tkwi wszystko, co najgorsze…

Planety krążą wokół gwiazd. Nie mają wyboru… A gwiazdy? Te obracają się wokół własnej osi oraz, choć nie jest to tak bardzo dostrzegalne – krążą wokół centrum galaktyki. Czy warto być więc gwiazdą? Faktycznie, świeci się światłem własnym, ale żadnych ruchów nie widać. Jest się więc skazanym na domniemany bezruch. W końcu gwiazdy to najpotężniejsze obiekty we Wszechświecie. Gdzie mają zmierzać? Może więc lepiej być planetą, nawet karłowatą? Ciałem, które pokazuje, że się rusza na swój sposób.

Pytanie za miliardy brzmi: „Do którego momentu wierzyć w moc rozumu?” „Tak długo jak tylko się da” – to jedna z najpopularniejszych odpowiedzi. Niestety, nic ona nie wnosi, tylko niepotrzebnie frustruje tych którzy na spokojnie próbują wytłumaczyć innym, że źle robią. Może więc niech momentem w którym ze zwykłej perswazji wkraczamy na obszar możliwości sankcjonowanych prawnie będzie przekroczenie granic absurdu jeśli chodzi o robienie z nas idiotów. Jeśli bowiem ktoś nie ma problemów z poniżaniem człowieka w taki sposób, a zatem z poniżaniem jego intelektu to co dopiero jeśli chodzi o jego fizyczne (materialne) zaplecze.

Choć to rozkosze najczęściej powodują wojny to same też mogą zabić. Weźmy na przykład problem narkomanii. Ilu ludzi zginęło przez narkotyki, a ilu przez alkohol, który także daje błogą rozkosz? Nie wspomnę nawet o podobnej mocy papierosów czy po prostu przepracowywaniu się tylko po to, by kiedyś móc się rozkoszować. Połączmy więc ofiary wszystkich wojen, które zainicjowane zostały przez rozkosze oraz ofiary samych rozkoszy. Porównajmy z konfliktami zbrojnymi, które rozpoczęły się z innych powodów niż chora pożądliwość. I co nam wyjdzie? Prawda o tym, co naprawdę nas zabija. Czemu więc naprawdę głośno mówi się tylko o traktatach pokojowych i zawieszeniach broni?

Zasadnicze pytanie brzmi: kim chcesz być? Prowadzić ludzi, czy tylko wskazywać im kierunek. Tak – jest między tymi rzeczami różnica. Bowiem jeśli się pomylisz to w pierwszym przypadku upadniesz razem z nimi, a w drugim ewentualnie dopadną cię wyrzuty sumienia…

Bo podczas odosobnienia człowiek nie myśli o tym czemu został skazany na taki los, tylko jak z tą samotnością się uporać. Ta prawda dotyczy wszystkich – również królów. Ich może nawet bardziej, bo do sprawowania władzy potrzebni są przecież poddani. Przyzwyczajenie tak szybko nie zniknie, a wolę poprawy może zainspirować tylko wolna wola wybaczenia już nie poddanych, tylko stojących wyżej…

Bo słyszeć to znaczy czuć. Odcięcie uszu to ból nie tylko fizyczny, związany z utratą części ciała, ale również psychiczny, bo utrata jednego ze zmysłów to rzecz z którą trudno się pogodzić. Trudno bowiem w ciszy poczuć się bezpiecznie. A niektórzy muszą, bo są głusi już od dłuższego czasu, albo po prostu wokół nich nie ma nikogo, kto mógłby zachęcić do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Czy mamy zatem życzyć komuś, by spotkało go nieszczęście, które pozwoli usłyszeć cierpiących, którzy siedzą cicho? Skąd, tylko musimy mieć świadomość, że jesteśmy po to, by w każdej chwili móc im pomóc…

Głupi człowiek uważa bowiem, że świat jest szalenie prosty, że ten kto pierwszy coś powie musi mieć rację, a jakimkolwiek oponentom chodzi jedynie o przejęcie „władzy”. Prawda jest jednak o wiele bardziej brutalna – światopoglądów jest pełno, ale tylko nieliczne zasługują na uwagę. Jak je poznać? One o sławę nie zabiegają, im chodzi tylko przetrwanie, o pokazanie tego, że będą istnieć zawsze, niezależnie od natężenia krytyki. Człowiek głupi jednak nie wie, że istnieje. I na tym polega problem…

Powszechna opinia przyzwyczaiła nas już do tego, że słowo „prawo” kojarzy się bardziej z przywilejami niż z obowiązkami. W końcu mówi się: „to moje prawo”, a zatem mogę to coś zrobić lub nie. I faktycznie pewne przywileje każdemu z nas się należą z tytułu tego, że współtworzy ład społeczny zwany państwem, ale kiedy jest ich więcej niż obowiązków to pojawiają się komplikacje, gdyż każdy z nas uważa, że to jego wizja rozwoju jest słuszna i promuje podążanie właśnie tą drogą. Na skutek tego państwo przestaje być jedno. Ale takie skutki prymu przywilejów nad obowiązkami…

Jestem paragrafem. Kliknij tutaj, aby dodać własny tekst i dokonać edycji. Jestem świetnym miejscem, abyś mógł opowiedzieć swoją historię i dał się poznać innym użytkownikom.

Nie należy więc słuchać tych, którzy przekonują, że tak musi być, że nie ma co chcieć żyć w świecie, w którym hołduje się zupełnie innym wartościom niż w tym, bo nawet jeśli za naszego życia nie osiągnie się tego, czego się chce to podjęty wysiłek nie pójdzie na marne. Zainspirowały go bowiem marzenia, a zatem coś własnego, a nie narzuconego przez system.

Tylko miłość jest w stanie skutecznie zlikwidować strach. Owszem, są inne sposoby, ale mają działanie do tego stopnia krótkotrwałe, że po chwili ich wolumen się wyczerpuje i człowiek potrafi się jedynie bać. Strach chowa jednak pod agresją, staje się waleczny, zdobywa szczyty, ale gdy musi odpuścić pojawia się problem - całkowity rozpad emocjonalny. Zdarzy się raz, potem drugi, może trzeci, a potem będzie już za późno na ratunek, bo strach, ale już w klasycznej postaci (niczym nieprzykryty) weźmie górę. Z obawy o utratę tego, co ma człowiek wycofuje się, by obronić to, co obronić jest w stanie. Dezintegracja postępuje... A wystarczyło dać dojść do głosu miłości. Z nią u boku walczy się najlepiej, bo wie się, że ma kto opatrzyć rany. Walcząc pod rękę z lękiem na rany nie można sobie pozwolić. Jest się więc brutalniejszym...

bottom of page