Krzyż ciężki i cięższy
- thinkpomysl
- 6 sty 2019
- 3 minut(y) czytania

Każdy z nas powinien nosić swój "krzyż". Ma być to jedyny sposób na integrację z dobrowolnym cierpieniem Chrystusa, a w rzeczywistości z na ogół "wymuszonym" cierpieniem innych ludzi. Solidarność to przede wszystkim współuczestnictwo i choć naszym moralnym obowiązkiem jest nieść cierpiącym pomoc w każdej możliwej postaci, to ta pomoc to wciąż za mało być móc uważać siebie za dobrego człowieka. Trzeba poczuć to, co czują inni, inaczej nie da się zrozumieć cierpienia bliźniego. Co ważne jednak, nie można samemu wybrać formy szeroko pojętego bólu - musimy przyjąć narzucony nam przez los "krzyż" i nosić tak długo jak jesteśmy w stanie. Nie brakuje jednak mogłoby wydawać się słusznych głosów, że ciężar "krzyża" nie dla wszystkich jest taki sam. Jednych przygniata - dosłownie i symbolicznie, a dla innych jest tylko czymś w rodzaju "ciężkiej siatki z zakupami". Czy nawet w tym po części religijnym aspekcie naszego życia musimy być przygotowani na ogromną niesprawiedliwość? W końcu towarzyszy nam też w praktycznie wszystkich innych dziedzinach...
Co jest "krzyżem", a co nie?
Warto zauważyć, że "krzyżem" jest wyłącznie cierpienie, które możemy zrzucić ze swoich barków, ale jego zrzucenia pociągnie za sobą negatywne skutki dla naszego otoczenia. Jezus mógł nie zdecydować się na męczeńską śmierć, ale wówczas mało kto byłby w stanie zrozumieć Jego moralne nauczanie. Ból zęba, który możemy zlikwidować wizytą u stomatologa nie jest zatem "krzyżem", podobnie jak samookaleczanie się, nawet gdy "dedykujemy" je innym - w sensie wycofujemy się, by drugiemu było lepiej na świecie. "Krzyżem" jest jednak za to walka z nowotworową chorobą, a zrzuceniem zgoda na śmierć, podobnie jak walka z chorobą psychiczną, która objawia się właśnie zachowaniami destrukcyjnymi. Niektóre osoby lubią biadolić jak im źle, przekonują, że ich własne problemy, choć często wyolbrzymione i łatwe do rozwiązania, zasługują właśnie na miano "krzyża". Chcą w ten sposób uzasadnić swoją bierność np. w sprawach społecznych. W życiu każdego z nas można znaleźć "krzyż". W wielu jednak przypadkach boimy za niego uznać właśnie dany problem, bo przeraża nas męczeństwo jakie może za sobą nieść. Trzeba jednak pamiętać, że męczeństwo, choćby w wymiarze codziennym, ale bez boleściwego i paraliżującego charakteru, jest przeznaczeniem każdego z nas.
"Krzyża" nie widać, ale pod ciężarem każdego można upaść
Dla niektórych nieszczęśliwa miłość nie jest problemem, ale wielu popycha nawet do aktów samobójczych. Nie chcę powiedzieć przez to, że nieszczęśliwa miłość to rodzaj "krzyża", ale dać do zrozumienia, że egzystencje poszczególnych ludzi są do tego stopnia zróżnicowane, że punkt widzenia NAPRAWDĘ(!!!) zależy od punktu siedzenia. Czasem "krzyż" leży tak głęboko w sercu, że ciężko jest go dostrzec, ale to nie znaczy, że go nie ma. W związku z tym zamiast obgadywać innych, opisywać jak to im dobrze, a mimo to sobie nie radzą, lepiej zająć się swoim "krzyżem" i kombinować jak można komuś pomóc, by go nie urazić.
Zbyt skomplikowany świat na prostą rolę "krzyża"?
Czy w dzisiejszym świecie, gdzie media zaburzają międzyludzkie relacje, pełno jest samozwańczych autorytetów w dziedzinie moralności, "państwo opiekuńcze" stara się (niestety, zwykle nieudolnie) w wielu kwestiach wyręczać obywateli, a na każdym kroku czai się prawdziwy lub wyimaginowany spisek, da się w ogóle prosto podejść do roli jaką spełnia "krzyż"? Jest wiele osób, które chcą uciec z tego do bólu złożonego świata, przenieść się w odległe rejony, gdzie nie doszła jeszcze "wysoko rozwinięta cywilizacja", gdzie obowiązują proste zasady moralnego współżycia społecznego. W dzisiejszych czasach, choć ogólnie wiadomo, co jest dobre, a co złe, to w kwestiach szczegółowych występują spore problemy, które zniechęcają do aktywności. Samo noszenie "krzyża" staje się coraz bardziej mitycznym zjawiskiem, którego zasady ciężko przełożyć na oczekiwany język, znany z krótkich internetowych artykułów. Niepozbawione sensu są więc oczekiwania uproszczenia rzeczywistości, które to ma być nawet niezbędnym warunkiem do nadejścia opisywanego w Biblii sądu nad ludzkością. Niektórzy uważają, że nawet konsumpcyjny styl życia nie jest główną wadą świata, a zacierające się granice między dobrem i złem złożoność, której ważnym elementem jest przyprawiający o "nudności" dynamizm. I dopiero po jego "obaleniu" będzie możliwy Armageddon. Takie myślenie jest jednak bardzo życzeniowe i mocno odsuwa od koniecznych refleksji nad cierpieniem. Zatem, zamiast wyczekiwać zmian w "systemie tego świata", dopiero po których to ma być opłacany moralny wysiłek, lepiej uporządkować przestrzeń wokół siebie, zmniejszyć tempo życia i pozbyć się "narzędzi" podnoszących stopień złożoności. Być może bez tego naprawdę nie da się współcześnie zrozumieć znaczenia "krzyża"...
Comments