W kontekście dźwigania krzyża, czyli ciężaru, którego noszenie ma być obowiązkiem i przeznaczeniem każdego człowieka nie mówi się wiele. To znaczy, mówi się, ale jedynie z podkreśleniem samej istoty cierpienia jako nieodłącznego elementu ludzkiej egzystencji. Zapomina się natomiast o rzeczach bardzo ważnych. No, może to wyglądać, że ktoś po prostu chce naszego dobra i dlatego motto "każdy dźwiga swój krzyż" nie jest dogłębnie analizowane. A szkoda, bo krzyż krzyżowi nierówny. Nie jest to jednak bynajmniej dowód bożej niesprawiedliwości, ale wynik zbyt opieszałego podejście do ludzkiego cierpienia. Choć nie mówi się o tym głośno, to istnieją dwa podstawowe rodzaje krzyży. Jedne człowiek bez problemu zrzuca, inne nie. Zrzucenie krzyża jest tutaj odczytywane oczywiście negatywnie, choć współcześnie bardzo często tego typu zachowania są rozumiane jako standard, najzwyklejsze ułatwianie sobie życia. Do cierpienia wliczającego się do tego pierwszego rodzaju krzyża należą rozmaitej maści pokusy, które utrudniają życia, a których skuteczne pozbycie się jest tożsame z ulegnięciem im. Pokusy to jednak nie wszystko, czasem krzyżem jest jakaś deformacja ciała, która wiąże się z byciem obiektem drwin. Ten krzyż również można odrzucić, np. poprzez wykonanie operacji. Czy jednak pieniędzy tych nie można by spożytkować w lepszy sposób. Krzyżem, którego łatwo można się pozbyć są również cierpiący wokół nas. Przecież zrezygnowanie z ich oglądania jest stosunkowo proste - wystarczy skupić uwagę na czymś bezproblemowym. Są też krzyże, które człowiek otrzymuje - czasem już w momencie urodzin, innym już w późniejszym momencie życia, ale nie jest w stanie ich oddać. Do tej grupy zaliczają się przede wszystkim nieuleczalne schorzenia powodujące silny ból i znacznie utrudniające normalną aktywność. Zrzucanie krzyża nawet jeśli jest podejmowane ma jedynie charakter pozorny, bo leczenie objawowe rzadko kiedy w pełni likwiduje objawy, a gdy normalna aktywność przynajmniej dla jednego człowieka w otoczeniu jest czymś dziwnym, a może i nawet śmiesznym, to nie możemy mówić o normalności. No i teraz pytanie: wielu ludzi zdaje się nie posiadać krzyża stałego, inni mają je od urodzenia i to bardzo ciężkie, czemu zatem Bóg jest tak okrutny, czemu nie daje wszystkim jednakowych szans? Udzielenie prawidłowej odpowiedzi na to pytanie wymaga przeanalizowania swojego dotychczasowego życia. Bóg jest bowiem sprawiedliwy w maksymalnym możliwym stopniu. Każdy otrzymuje krzyże o takiej samej wadze - zarówno jeśli chodzi o te łatwe do zrzucenia, jak i te stałe. To, że ich nie dostrzegamy może wynikać z dwóch przyczyn. Być może jesteśmy na początkowym etapie odnajdywania krzyży w swoim życiu, a być może zamiast jednego stałego otrzymujemy serię krzyży możliwych do zrzucenia. Gdy pozbywamy się jednego, pojawia się drugi o porównywalnej wadze, co summa sumarum daje nam krzyż stały. Warto więc myśleć o tym, czyli dostrzegać cierpienie w swoim życiu, by odkryć czy ma się do niego właściwe nastawienie, a zatem, czy podąża się Chrystusowym szlakiem. Wiem, że utożsamienie się z Chrystusem dla wielu ociera się o bluźnierstwo, ale nierzadko trzeba uznać się za wybrańca, by dowiedzieć się do czego zostało się wybranym...
![](https://static.wixstatic.com/media/2e3d60_5c9a2f2caaea4dd197e08dd92e7c6d72.jpg/v1/fill/w_980,h_653,al_c,q_85,usm_0.66_1.00_0.01,enc_avif,quality_auto/2e3d60_5c9a2f2caaea4dd197e08dd92e7c6d72.jpg)